środa, 29 sierpnia 2012

Nasza PIZZA;)

Jest pycha;) zatem:

podróż rozpoczynamy od rozczynu :
Do garnka wsypujemy 600 gram mąki, na środku robimy dołek i rozkruszamy 5 dkg drożdży, zasypujemy łyżeczką cukru, zalewamy 3/4 szklanki mleka i przypruszamy lekko mąka, przykrywamy ściereczką, aby rozczyn ruszył z kopyta:)



 Gdy drożdże sobie pykają, na patelni przesmażamy krojone pomidory z puszki, dodajemy przyprawę do pizzy lub grila i liście bazylii, mieszamy co jakiś czas, przesmażanie trwa ok 10 minut. Gdy pomidorki się smażą wstawiamy wodę w małym garnku na wrzątek. Kroimy czerwoną świeżą paprykę ( 1/2 szt) oraz 8-10 małych pieczarek Gdy woda się zagotuje wsypujemy najpierw paprykę na 5 minut, potem paprykę odcedzamy i wsypujemy pieczarki na 7 minut. Gdy rozczyn choć trochę urośnie dodajemy łyżeczkę soli oraz jeśli ktoś lubi pieprz, kminek itd itp. Dodajemy 4 łyżki oleju i wyrabiamy zagarniając ciasto z boków naczynia ku środkowi. Gdy się klei regulujemy olejem, gdy jest za suche ciepłą wodą, a gdy za mokre mąką.



 Już wyrobione wałkujemy na blachę  z pieca, rozsmarowujemy pomidory, układamy paprykę, pieczarki, szynkę, oliwki i co kto tam lubi, ścieramy ser i wkładamy do nagrzanego do 200 stopni  piekarnika.



Po około 15 minutach kontrolujemy zrumienienie i w zależności od upodobań wyciągamy od razu bądź po mocniejszym zrumienieniu brzegów:) Wykładamy na deskę kroimy.  I jeszcze tylko ...



pssss... otwieramy piwo:))))

Smacznego:)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Chodzi o coś więcej...




Wiem, że w życiu chodzi o coś więcej niż o to, aby je po prostu przeżyć. Albo inaczej: chodzi o to aby żyć pełną piersią. Chodzi nie o to aby przetrwać nawałnice, ale o to aby umieć tańczyć w deszczu. Chodzi nie o to, aby  nie zmoknąć gdy pada, ale o to by krople przemoczyły nas do suchej nitki. Chodzi nie o to, by nie upaść, ale o to aby się podnieść. Chodzi nie o to aby iść z zadarta głową, ale o to aby żyć z głową w chmurach. Chodzi nie o to aby wiatr wiał nam w twarz, ale o to by tańczył z naszymi włosami. Chodzi nie o to by bać się błyskawicy, ale o to by dostrzec, że oświetla nam drogę. Chodzi nie o to by wakacje spędzić nad morzem, ale o to by poczuć na ustach słoną kroplę. Chodzi nie o to by spacerować po plaży, ale o to by w tysiącu ziarenek piasku dostrzec muszelkę. Chodzi nie o to by nie zrywać kwiatów, ale o to by zerwanych nie zmarnować. Chodzi nie o to żeby się nie bogacić, ale o to aby nie zwariować. Chodzi nie o to aby nie żyć wygodnie, ale o to aby cenić to co się otrzymało. Chodzi nie o to aby nie być samotnym, ale o to aby zapełnić też czyjąś pustkę. Chodzi nie oto aby mieć przyjaciela, ale o to by być przyjacielem. Chodzi nie o to aby nikt nie wbił Ci noża w plecy, ale o to abyś i Ty nie wbił. Chodzi nie o to by świata poza kimś nie widzieć, ale o to by widzieć całe piękno świata. Chodzi nie o to by nie płakać, ale o to by łzy oczyściły. Chodzi nie o to by być potrzebnym innym, ale o to by i inni czuli , że są nam niezbędni. Chodzi nie o to by radzić sobie samemu, ale o to by umieć poprosić o pomoc. Chodzi nie o to aby wyliczać kto i ile komu, ale o to by niczego nie oczekiwać w zamian. Chodzi nie o to by ktoś nas kochał, ale też o to by czuł się kochany...Chodzi nie o to aby serce mieć tylko dla jednej osoby, ale o to aby otworzyć się na ludzi

Zawsze chodzi o coś więcej....

Chodzi nie o to aby...... skończysz za mnie?

niedziela, 26 sierpnia 2012

Mój dzień...





Wakacyjny dzień.... Budzę się najczęściej po szóstej... Sms do Brata, gdy to ja wstanę pierwsza: Cześć Braciszku jak tam ? - choćby się paliło, nieprzerwanie od siedmiu lat...( Dziś pada deszcz...miły szum dla ucha...Super, ominie mnie podlewanie kwiatów na balkonie,  w domu nie mamy bo syn ma alergię i lekarz kazał wszystkie usunąć) ...Siadam do komputera by  popisać. Kot już śpi na moich kolanach, Lenny - moja jaszczurka, grzeje się na mojej łydce,  w końcu ma tam 36,6...;) Kawa. pierwsza, w ulubionym  kubku.... Dzieci śpią, wykradam chwile dla siebie...trochę muzyki, neta, książka...Potem gdy wstaną będzie ciężko, wyłapać coś dla siebie, ale szukam w ciągu dnia takich chwil...Budzą się , śniadanie, lekarstwa J....Dzieci jedzą, ja puszczam pranie...Karmię rybki, kota i moje ukochane jaszczurki....Mama często mówi: tyle masz na głowie i jeszcze te zwierzaki sobie wzięłaś...Ale one to też taka moja odskocznia...Nie dam sobie tego odebrać:) Szykuję ubranka...Po dziesiątej (  od czterech lat prawie codziennie ) mail do T lub od T:  kawka? - taka kawka na odległość z Przyjacielem z Torunia. Potem rysowanie, gry, czytanie i terapia J. Marudzi bo nie lubi wychodzić z domu.
- Tamtym autobusem było by szybciej.
- Tym jest tyle samo.
- Ale dalej przestanek.
- Tak się tylko wydaje , ale zobacz już widać budynek.
- I znowu cały dzień zmarnowany.
- Kochanie to tylko godzina.
- A jak będzie coś w tv o dinozaurach?
- Sprawdziłam, nie ma.
- Czemu muszę tam chodzić?
- Bo masz trudności w szkole, a to taka siłownia dla głowy.
- Mamusiu ile jeszcze dni do końca wakacji?
- Osiem
- Co? I znowu nie będę miał spokoju.
- Tzn?
- No wiesz, od kolegów, od hałasu na przerwach. I nie umiem jeszcze tabliczki mnożenia.
- Nauczysz się, wszystkiego powoli się nauczysz.
- Nie okłamuj mnie, jestem do niczego.
- Nie jesteś
- Ty wiesz swoje, a ja swoje.
- No już jesteśmy.
- Cały dzień zmarnowany...
- Nie cały...
Synek na terapii, siadam na schodach prowadzących do budynku, wyciągam termos z kawą i książkę...
Uwielbiam smak kawy...Rozpływa się gorąca po podniebieniu...mmm...pyszna...
Czytam...po książce przebiegł maleńki czerwony pajączek...Sikorka skacze po iglaku na klombie...Cytrynki latają   na przekór ciemnym chmurom, naliczyłam trzynaście - dzięki Bogu nie jestem przesądna ;)...Godzina mija jak z bicza strzelił... Za krótko trwa ta terapia;(
Zmykamy do domu.
- Dlaczego idziemy nogami.
- Bo trzeba spacerować by rozruszać mięśnie, poza tym musimy zrobić zakupy
- Co? tam jest gwar i ludzie.
- Wiem kochanie, ale trzeba kupić coś na obiad.
- I zabawkę?
- Nie, zabawki nie.
- Wiedziałem, nigdy nie chcesz kupować.
- Kupiliśmy tydzień temu.
- A kiedy kupimy następną?
- Jak uzbierasz do skarbonki.Ale możemy kupić lody.
Po drodze zatrzymujemy się przy znajomym drzewie obejrzeć pająka krzyżaka.
- O mamuś patrz druga pajęczyna.
- No czadowa...
Wreszcie J się uśmiecha...
 Jesteśmy w sklepie.
- Kupić szynkę?
- Nie , nie mam ochoty.
- A pasztet?
- Nie, nic.Nie mam na nic ochoty, a te szynki są jakieś kwaśne.
- To do kasy i na lody.
Znów uśmiech, zapisuję go głęboko w sercu - jest ich u J jak na lekarstwo. Zakupy zrobione. Wracamy do domu.
- Mamuś pokaż palce.
- Po co?
- Masz ślady od reklamówek?
- Tak mam.
- Daj jedną,. - Podaję z samym chlebem.
- Już Ci lżej?
- Tak Skarbie, dziękuję.
Przystanek na przytulenie się. J zbiera mlecze dla jaszczurek. Jesteśmy w domu.
- Mamusiu gdzie gazetka dla M?
- J nie kupowaliśmy gazetki.
- Nie?
- Nie.
- Mogę włączyć telewizor?
- Jasne Skarbie. Ja będę w kuchni. Pasują naleśniki na obiad?
- Pewnie Mamuś, dla mnie z serem i czekoladą.
Z pokoju wybiega M.
- Jesteście! Dla mnie z parówką i serem żółtym. J jak było na terapii?
- Spoko, oglądamy coś? - znikają w pokoju.
Przygotowuję ciasto, smażę naleśniki, dla siebie z dżemem wiśniowym. Gdy wyleję porcje na patelnię, myję naczynia. Z reguły przy naleśnikach zmywam całość. Przypominam sobie o praniu. Niestety pralka znów stanęła w połowie, trzeba pchnąć program do przodu. Pewnie znów zejdzie z tym praniem do wieczora.
Wraca R. Pijemy razem kawę, którą On robi, zawsze lepiej mi smakuje. R idzie się przespać po pracy.  My znów rysujemy, albo gramy w gry planszowe. Przemycam w tym wszystkim umiejętność dostrzegania pozytywnych chwil w życiu, ale J znów traci humor.
- Nie wiem co porobić, nie ma nic w tv o dinozaurach.
- Pograj z nami.
- Nie bo często przegrywam.
- Każdemu się zdarza.
- Tobie nie.
- Mnie też
- Nieprawda.
Płacze. W końcu pomału się uspokaja.
- Lepiej już?
- Lepiej, ale i tak jestem do niczego i nie mów , że to nieprawda, swoje wiem.
J schodzi z kolan, ładuje się M z obrazkiem czerwonego serca.
- To dla Ciebie Mamusiu.
- Ojej śliczne- ściskam ją mocno.
- Podoba Ci się? przypniesz w kuchni?
- Oczywiście, chodź, zrobimy to razem.
Obrazek już na tablicy korkowej.
- Mamuś nie chcę się z Tobą rozstawać...
-Ale ja nigdzie nie idę.
- Ale jak umrzesz.- łzy jak grochy. Ta sytuacja powtarza się codziennie do kilku tygodni.
Przystanek na przytulenie. Uspokojenie.
Kolacja, mycie, usypianie, bajka dla M , potem chwila u J, znów u M i tak na zmianę, aż oboje zasną. Najczęściej zasypia też  w tym czasie  R.
W przerwach w ciągu dnia pogaduszki sms lub na fb z ludźmi, bez neta była bym sama, dzieci nie lubią nowych miejsc, gwaru itd...Rzadko do kogoś chodzimy. Nawet u rodziny długo nie wytrzymują, taka specyfika ich zaburzeń. A ja nie umiem żyć bez ludzi, których kocham...Na fb komentarz od M , który siedzi w Afryce na misjach...Uśmiecham się od ucha do ucha czytając: Alka:- już wiem, że to będzie moja kotwica. Gdy dzieci już śpią, siadam do książki, czasem mnie tak wciągnie, że czytam do 4, a czasem padam na nos. Wieczorny sms nieprzerwanie do kilku dobrych lat: Dobranoc Siostruniu pjc - czyli pisz jak coś . Odpisuję: Dobranoc Bratuniu Tt - czyli Ty też...
Rano powtórka z rozrywki. Oby do jakiegoś koncertu, wtedy się naładuję...Zasypiam, śnię...
Potem budzę się najczęściej po szóstej....

czwartek, 23 sierpnia 2012

Poczucie szczęścia czyli czy jest sprawiedliwość na tym świecie..





Poczucie szczęścia....wiem, że je mam... nie , nie, nie szczęście, bo nie wierzę w ślepy los - tylko to odczucie, wypracowane przez podejście jakie mam do wielu spraw....Skąd? Na pewno nie stąd, że mam idealne życie czy idealny związek, bo nie mam...myślę , że nikt nie ma, co nie zmienia faktu, że mogę być szczęśliwa. Mam trzydzieści pięć lat, za sobą niewesołe dzieciństwo, skutkujące wieloma zranieniami , które nawet dziś potrafią dać o sobie znać. Ile spraw mogło by potoczyć się inaczej , gdybym w siebie wierzyła...ale stop...nie rozpamiętywać bo ugrzęznę...Dwanaście lat temu - operacja guza piersi więc grupa ryzyka, cztery lata temu - złe wyniki cytologi - też grupa ryzyka, mam dzieciaczki z Zespołem Aspergera i zaburzeniami integracji sensorycznej. Jest cholernie ciężko, bo nie ma nic gorszego jeśli chodzi o dzieci niż bezsilność, ale nie tylko mi. Świat jest ogromny i każdy ma jakieś bolączki, nie ważne mniejsze czy większe, jak ostatnio napisał mi Przyjaciel " dół to dół".  Trzy i pół roku temu stałam nogą po tamtej stronie: znam uczucie piekła gdy człowiek myśli, że nie ma Boga, że nie ma nic po drugiej stronie, kiedy jest pewny, że nie ma nadziei. Nie zapomnę o tym, bo "blizny są pamiątkami na zawsze" (John Rzeznik - Goo Goo Dools). Jest mi  ciężko z moją chorobą, od trzech lat biorę leki trzy razy dziennie. Nie sposób więc o niej zapomnieć, choćbym chciała. Ale...wszędzie, naprawdę wszędzie "coś" jest... Przeskanuj swoją rodzinę, przyjaciół, otoczenie....Jak  w jednym jest dobrze, to źle w drugiem...Ktoś ma pieniądze, ale tak naprawdę jest sam... Ktoś ma przyjaciół, ale krucho z kasą... Ktoś się rozwiódł, ktoś zachorował, ktoś ma chore dziecko,  ktoś stracił Tatę, ktoś inny Mamę... Naprawdę wszędzie "coś"...Nie ma sensu gdakanie , że życie jest niesprawiedliwe...bo nie wydaje mi się, aby to była prawda...Nie ma ludzi, którzy mają idealne życie. Jest mi cholernie ciężko, jeśli chodzi o zaburzenia dzieci. Kilka dni temu usłyszałam od synka "Nie oszukujmy się, jestem do niczego. Nie zaprzeczaj, jesteś mamą i się starasz, ale ja też słyszę co mówią o mnie koledzy"...powiem, wam, że choćbym nie wiem  jak się starała i zaprzeczała, On sam czuje, że jest inny, że społecznie odstaje. I nikt, ani ja, ani psycholog czy psychiatra nie umiemy go przekonać, że ma mocne strony i jak bardzo jest wartościowym Ludzikiem.  Nie ma chyba większego bólu, niż ból serca matki...Z kasą się nie przelewa, ale mamy na to czy na tamto. Uważam, że mam naprawdę dużo w życiu. Głównie duszę i serce, któremu do szczęścia niewiele potrzeba. Cieszę się, że mam taką łaskę, że drobnostki podnoszą mnie na duchu i pozwalają wstać. Czyjeś słowa, muzyka, okruchy wspomnień. Umiejętność zachwytu światem, nawet najmniejszą kroplą deszczu, najmniejszym żyjątkiem. Dzięki Bogu widzę to samo u Marysi.. Pamiętam gdy miała sześć lat i usypiałam ją wieczorem, a ona nagle wyskoczyła z łóżka jak oparzona : Mamuś patrz jak pięknie wyglądają te krople deszczu na szybie. W tym roku na wczasach byliśmy na zachodzie słońca, chciałam jej pokazać muszelkę, a Ona stojąc przodem do słońca, z dłońmi splecionymi pod brodą jak do modlitwy odpowiedziała tylko: nie mogę stracić tego momentu  gdy znika całkiem słońce, jest wtedy tak pięknie. To wszystko kotwice, pomagające utrzymać łódź w pożądanym miejscu, podczas burzy. Ludzie, których spotkałam na mojej życiowej drodze...Te wszystkie chwile, piękne i ulotne jak motyle, ale ich obraz zostaje na zawsze wyryty w moim sercu...Nie narzekać, nie rozdrabniać na jeszcze drobniejsze niż się da, nie grzęznąć w błocie. Nie spalać się by osiągnąć tu na ziemi wszelkie materialne dobra. Żyć tak , jakby każdy dzień był ostatni. I co wtedy? Co zabrałbyś do trumny? Ja nie wezmę ani domu, ani telewizora, ani żadnych dóbr materialnych. Za to wezmę dużo więcej: żywe obrazy ludzi, których wciąż kocham choć nie wszystkich mam obok., czyjeś "Alka", czyjeś "słoneczko", ciepły deszcz w 1996 roku, pierniki przysłane od Przyjaciela  z  z Torunia, białe piórko, które znalazłam trzy lata temu na plaży, piosenki przy, których mam gęsią skórkę, obraz komety który od lat mam w głowie, sierpniowy widok nieba w Białym Kościele, lody jedzone palcami i szwendanie się ,  teksty piosenek - zaledwie kilka słów, które tak pięknie brzmią, że mogę słuchać ich  w nieskończoność. ....Festiwale Ryśka i Rawy Blues, koncerty, wykradane chwile dla siebie, kawa o brzasku, napisane wiersze....A Ty masz taka listę?Jeśli nie to sobie zrób, zobaczysz jak wiele piękna jest w  Twoim życiu.

***

Przedwczoraj szłam z córeczką ( 8,5 l ) na zakupy, zapytała:
- Mamusiu starczy nam na dwie gałki lodów?
- Tak Kotku.
- A Ty też sobie  kupisz?
- Nie kochanie, nie mam tyle pieniążków.
- A czy na dwie gałki w jednym wafelku potrzeba tyle samo  pieniążków co na po jednej gałce w dwóch wafelkach?
- Tak, a chciałaś dwa lody?
- Nie, chciałabym  jedną gałkę dla Ciebie i jedna dla siebie.Bo fajnie jest jeść lody razem z Tobą....

Ale taka chwila  potrafi dodać siły....

Prawdziwy Meżczyzna...





Nie mam pojęcia , jaki powinien być prawdziwy facet.  Mam natomiast pojecie jaki chciałabym aby był. Ale  nie będę tu pisać o swoich priorytetach w tej kwestii , bo one są zależne od potrzeb kobiety. Wiem natomiast, że facet ma dzikie i wolne serce. Kobieta ma łagodne i dlatego tylko ona potrafi ułagodzić tę dzikość. Ułagodzić, a nie usunąć! Facet ma dziką dusze i wolne serce i tylko on potrafi sprawić, że kobieta zapragnie tej dzikości. Od zarania dziejów facet ma swój świat, swoje dzikie wyprawy, polowania...Jak w prehistorii....Ma też swoje problemy, o których nie zamierza dyskutować, ani na forum, ani w domu. Jeśli już, to z kimś kto może udzielić konkretnej rady, gdy sam już niczego nie wymyślił. Facet nie potrzebuje mówić gdy jest źle. Ale zakląć i owszem. Nie potrzebuje też się wypłakać, nie mylić z fałszywym stwierdzeniem, że faceci nie płaczą. Bo płaczą...Widziałam raz płaczącego mojego faceta, w 2000 roku gdy miałam guza piersi, dzień przed moim pójściem do szpitala na operację - do dziś mam wyraźny obraz  w głowie, niesamowity i wzruszający, ukazujący siłę Jego miłości do mnie. Łzy obawy, lęku, tęsknoty, bo tak mało przeżyliśmy razem, a nie wiadomo co przyniesie jutro. Bo facet też się boi, gdy ma o co się bać.
Mój ulubiony cytat z Króla lwa ( zresztą , który nie jest ulubiony) gdy mały Simba mówi do Ojca, po tym jak został uratowany przed hienami:
Simba: - Ale Ty się niczego nie boisz!
Mufasa: - Dziś się bałem.
S: - Dziś?
M:- Bałem się, że Cię stracę.

Więc  facet też płacze, ale nie tak jak kobiety. Gdy ma problem radzi sobie tak jak radził sobie dawniej, gdy wyruszał na polowanie. Współczesny facet też wyrusza, albo na przejażdżkę samochodem, rowerem, albo na piwo, albo wyrusza w głowie np w góry. Idzie, jedzie, siedzi  i myśli, oswaja się. Jeśli kobieta chce w tym uczestniczyć, to musi pamiętać, że inne są potrzeby serca mężczyzny. To jest tak jakby facet wszedł na wielką górę  by wszystko "przetrawić", zejdzie bez nawoływania, gdy sam uzna , że już czas. I wtedy jak balsam dla duszy będzie obecność kobiety cicho czekającej pod tą górą.  W tym cichym czekaniu, przejawia się też wierność w związku, o jakimkolwiek charakterze, pomiędzy dwojgiem ludzi. Wierność, sercu, duszy, ciału. Że ufam i czekam.  Obraz faceta twardego jest często uważany za negatywny. Dziś przeczytałam na pewnym forum,że facet nie lubiący piłki nożnej to ideał. Kobiety rozpisują się  że chciały by ogromu czułości, powtarzania codziennie po kilka razy słownych zapewnień o uczuciu,  itp itd., ale żeby facet sam się domyślił, bo przecież jakby mu zależało, jakby kochał, to by zauważył. Kompletnie tego nie rozumiem. Jeśli coś chcę to o tym mówię: w kuchni, w pokoju, w łóżku. Po chusteczkę tracić czas na domysły? Ale wracając do prawdziwego faceta. Kobiety rzeczywiście zdają się być ekspertkami od tego jaki powinien być prawdziwy facet. Nie wiem jakie miałby mieć cechy, więc daleko mi do ekspertki. Wiem natomiast, że to właśnie twarde, dzikie, zaborcze, mroczne charaktery w literaturze i filmie są najbardziej pociągające. Kochałam się w Bohunie i z tego co wiem nie ja jedna;) Gdy zajrzymy w głąb współczesnej  literatury kobiecej,  to bohaterami są w nich twardzi faceci, buntownicy, którzy zostawiają ukochaną kobietę po miażdżącym usta pocałunku by wyruszyć załatwić swoje sprawy. Pełno jest takich typów min w książkach.  Nory Roberts, która jest na szczycie listy New York Times w kategorii literatury kobiecej. Tam nie ma na co dzień świec, ani romantycznej muzyki. Tam facet jest władczy, biorący to czego pragnie, targający bluzkę na kobiecie.  Jest dzikusem pełnym furii i ciskającym z oczu piorunami gdy, ktoś tylko spojrzy tylko na Jego kobietę. Nie zawsze pamięta o wszystkim, ale zawsze potrafi rozpalić. Pytanie teraz jakiego faceta by chciała mieć kobieta? Misia czy Tygrysa?

http://www.youtube.com/watch?v=ELWQdgRf8-Y

Myślę, zapewne wbrew powszechnie panującemu feminizmowi, że to całkiem fajnie gdy mogę poprosić faceta by odkręcił słoik, odsunął wersalkę, wyprał dywan. Nie rozumiem potrzeby radzenia sobie z tym sama. Jakoś faceci nie mają ciągotek do zrównania się z kobietami. Nie czują potrzeby by ktoś przepuszczał ich drzwiami, brał od nich ciężkie zakupy, czy nosił na rękach . I dobrze:) Bo prawdziwy facet to zwycięzca, wojownik, buntownik, który jednak daje się obłaskawić tej jednej jedynej swojej kobiecie. Prawdziwej kobiecie, a nie jakiemuś babo- chłopowi ;) Nie wiem jaki powinien być prawdziwy facet, nie wiem jaka powinna być prawdziwa kobieta, myślę natomiast, że wzajemny szacunek, akceptacja i wierność ( nie mam tu na myśli wierności seksualnej) jest kluczem do tego by mieć wymarzonego partnera, partnerkę, przyjaciela, przyjaciółkę.

P.S.. "Gdybyśmy czekali na ideał, całe życie spędzilibyśmy w poczekalni " - nie pamiętam kto to powiedział:)
K.Udomowiona

środa, 22 sierpnia 2012

Ach kura domowa....

 Na początek, małe co nie co o mnie...




Kura domowa - stworzenie hodowane na całym świecie, już od najmłodszych lat wyróżnia się silnie rozwiniętymi strunami głosowymi, co  umożliwia wczesną identyfikacje płci. Ubarwienie w zależności od gustu i stylu,oraz obecności lustra w domu. W zdrowych warunkach wykształca się szacunek do samej siebie, silna wola przetrwania, w zależności od otoczenia łagodność bądź wredność. Większość posiada instynkt kwoczenia ( wysiadywania jaj i opieki nad młodymi ). Odpowiednio traktowane nie są agresywne. Mając w otoczeniu godne naśladowania wzorce, nie wyrastają na kury zfeminizowane. 

Nic nowego tu nie stworzę, ale się wypiszę. To mój sposób radzenia sobie z codziennością, natłokiem spraw i obowiązków. Przestałam pisać kilkanaście dni temu blog o moich dzieciach, zatem w mojej głowie zrodził się pomysł na kolejny.
Dlaczego akurat Kura domowa? Wiem, że większości kojarzy się to określenie negatywnie.  Ale nie mnie. Dlatego dumnie unoszę podbródek twierdząc, że nią jestem. Nie siedzę w domu, jak pomyśli większość, ja pracuje w domu - myślenie o sobie w ten sposób wpoiła mi moja terapeutka.  Wykonuję następujące zawody począwszy od godzin porannych: opiekunka, prasowaczka,dietetyk, intendent, kucharka, kelnerka, przewodnik po życiu i po mieście,lekarz pierwszego kontaktu, psycholog dziecięcy, pielęgniarka dziecięca, asystent weterynarza, dostawca żywności, organizator zajęć oraz przyjęć , sekretarka, księgowa, bankowiec,  animator zabaw, sprzątaczka, praczka, nauczyciel, instruktor jazdy rowerowej i pływania, informatyk, bajkopisarz, artysta plastyk, piosenkarka.. pewnie jeszcze bym znalazła kilka określeń.O skojarzeniu pozytywnym bądź negatywnym określenia decyduje często sama kura. Zależne jest to od tego, co owa kura myśli o samej sobie. 

Na myślenie o samej sobie ma wpływ:

- to co kura myśli o sobie;

- to co kura myśli, ze inni myślą o niej;

- to co inni faktycznie o niej myślą.

 Tak się kształtuje wiara kury w samą siebie. Tak jest ze mną. Tak jest zapewne z wieloma kobietami. W naszym dziwnym świecie, panuje dziwne przekonanie, aby owijać w bawełnę. Kura domowa, którą jestem tego nie znosi. Jeśli ktoś mi przeszkadza w danej chwili to o tym mu powiem, jeśli ktoś dzwoni, a nie mam ochoty rozmawiać to o tym powiem. A tymczasem ktoś przez  owijanie w bawełnę funkcjonujące we współczesnym świecie, potrafi pytać mnie po kilka razy czy nie przeszkadza i  nie wierzy w moją odpowiedź gdy twierdzę "nie przeszkadzasz, gdyby tak było  - powiedziałabym". To działa w dwie strony, ja walę prosto z mostu i chciała bym by inni stosowali taką zasadę. Nie ma nic gorszego niż skazanie kury na domysły. Na podstawie tego co potrafi jej wyobraźnia powstałby dłuższy i bardziej zawiły (!) serial niż Moda na sukces.  Mam ogromna wyobraźnię, czasem mój Mąż pyta: paliłaś coś? a nie , ty nie musisz:). Ta kobieca wyobraźnia to błogosławieństwo i przekleństwo. Jak zresztą wszystkie człowiecze cechy. Staja się zaletami lub wadami zależnie od sytuacji. Jestem kurą domową. Dobrze mi z tym, choć czasem mam tego wszystkiego serdecznie dość. Nie chciała bym zamienić się rolami z mężem. Nie wierzę feministkom, że chciałyby totalnego równouprawnienia. Nasze role krążą w żyłach od zarania dziejów. Stara jak świat jest prawda , że to kobieta strzeże ognia, a mężczyzna jest tym , który wyrusza w świat. Serce kobiety jest łagodne , mężczyzny dzikie. Matka wprowadza w świat uczuć, a ojciec w świat otaczający. Moja 8 letnia córeczka powiedziała kiedyś : Ty jesteś od usypiania i szpitala , a Tata od wygłupiania i wycieczek. A no właśnie... Jestem Kobietą domową  i cholernie mi z tym dobrze, nawet gdy buczę z braku siły czy bezsilności:) 

ps. Natchniona demotywatorami napiszę jutro o "Prawdziwym mężczyźnie" ;)

K. Udomowiona