Pobudka o 5:45...budzi mnie U2 ... it's just you and me and the rain...
;) Aż się nie chce wstawać jak słucham:)...Najpierw w kuchni wstawiam wodę na kawę, szykuję filiżanki na mleko i płatki, ubieram się i jak wszystko pójdzie sprawnie mam kilka chwil rano dla siebie. O 6:30 budzę dzieci. Powinnam napisać od 6:30:) Bo słyszę tylko " jeszcze pięć minutek " - to Młody. Z drugiego pokoju miauczy samozwańcza królowa kotów " kto wymyślił szkołę i wstawanie ". Kursuję od pokoju do pokoju, ubranie, przytulanie i tłumaczenie Marysi, że na pewno po Nią przyjdę ( bo płacze, że pójdę , umrę i jej nie odbiorę ). Czasem gryzę się w język, bo w życiu różnie bywa...Szkraby jedzą płatki, szykuję kanapki i picie, tornistry spakowane. Kiedyś w sklepie ekspedientka je zważyła :4,9 kg jeden i 5 kg drugi. Super - Młoda waży 20 kg... Śmigamy biegiem na autobus... jakoś zawsze biegiem:) Do szkoły mamy dwa przystanki. Wysiadamy. Po drodze najpierw opowiadam bajkę, a potem powtarzamy tabliczkę mnożenia, mniej więcej od wyjścia z tunelu do garaży:) Młoda już ma podkówkę, gdy wchodzimy do szkoły oczy są pełne łez. Trzyma się mnie kurczowo. Młody w tym roku leci jak strzała, za to zmiana u Młodej - gdzieś musi być ta równowaga. Odprowadzam ją pod salę, płacze, oddaję jej drobną rączkę pod opiekę pani , jeszcze całus i przypomnienie: pamiętaj masz wiadomość ode mnie w piórniku. Taki pomysł miała pani psycholog i chyba skutkuje. Dziś "Kocham Cie mój Świrku i będę o 11:30 czekała w szatni - Mama. Młoda zbiera je i zostawia sobie na pamiątkę. Dziś pierwszy raz od 3go września wróciłam po szkole do domu . Wcześniej zostawałam z książką, termosem z kawą i Młoda zaglądała przez szybę na przerwie, z czasem eliminowałam którąś przerwę, aż wreszcie dziś się udało. Skonsultowałam pomysł z psychologiem i stwierdziła, że to silne lęki i dobrze robię. Konsultacje z psychologiem to takie zrzucanie winy za swoje decyzje odnośnie dzieci. Fakt, że jestem z tymi wyborami sama, bardzo męczy. Pani psycholog w poradni to kapitalna kobieta, gdy jej powiedziałam o tym odpowiedziała : po to jestem by przejąć tę odpowiedzialność, bo pani i tak już dużo dźwiga. Nie wiem czy dużo...Ale na pewno dużo otrzymuję ... Gdy wracałam dziś ze szkoły z muzą na uszach i czułam wiatr we włosach i kropelki ciepłego deszczu, moje serce było się lekkie jak piórko... Potem kawa, śniadanie i o 12 - stej po dzieci. Potem Mama pojechała z Młodym na terapię, a ja dotarłam z Młodą do domu. Szykuję obiad - pomidorowa ze świeżą bazylią ( uwielbiam jej zapach) i makaron, na drugie ryba w cieście ;) Lubię gotować:) Po obiedzie chwila zabawy, lekcje, znów zabawa, w której przemycam terapeutyczne rzeczy. W międzyczasie gdy dzieciaki zabawią się same, net - mój jedyny na co dzień sposób, aby mieć kontakt z ludźmi i zagadanie tu i tam...do Tych, którzy pomimo, że fizycznie nie są koło mnie - są mi bliscy, bardzo bliscy, a ich uśmiech pomaga mi przez każdy dzień przejść z błyszczącymi szczęściem oczami... Potem mycie, kolacja, usypianie...Jak się uda nie usnąć z dziećmi to coś porysuję przy muzyce, jak nie padam to poczytam , lub popiszę...I tak od poniedziałku do piątku...i tak znów zleci rok...